forum o tematyce gier komputerowych
DARK LAND - forum wyznające gry komputerowe
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum forum o tematyce gier komputerowych Strona Główna
->
Strzelanki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Nowinki
----------------
Ze świata gier
Z życia
Na forum
Gry przestające pachnieć nowością (3 miesiące po premierze)
----------------
Strategie
Przygodówki
Sportowe
Zręcznościówki
Symulatory
Strzelanki
Internetowe
RPG
INNE
INNE
----------------
Różności
Forum Adminów i Moderatorów
Multimedia
----------------
Zdjęcia
Fotomontaże
Pulpitowe tapety
Poprawki
----------------
Odnośnie forum
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
AxWeel
Wysłany: Śro 17:26, 07 Gru 2005
Temat postu:
Gites recenzja.. nie chce mi się czytać dalej .. do połowy ;p
everdark
Wysłany: Śro 17:21, 07 Gru 2005
Temat postu:
żeby w nowinkach nie było gierek które są 2-3 miesięczne
PS. Republic Comando przeszedłem 4 razy
AxWeel
Wysłany: Śro 17:07, 07 Gru 2005
Temat postu:
lol..
Po co ??
everdark
Wysłany: Śro 15:51, 07 Gru 2005
Temat postu:
gry które postały przedkincem wakacji daje do KLASYKI
Gregoric
Wysłany: Śro 15:04, 07 Gru 2005
Temat postu:
Ej ale ten opisik pod Strzelanki (stare dobre mordobicie) to mógłbyś zmienić, bo Republic Commando nie jest aż takie stare
everdark
Wysłany: Sob 12:48, 19 Lis 2005
Temat postu: SW: Republic Comando
Pamiętacie tę scenę z Nowej Nadzei, gdy Luke zaraz po pierwszym spotkaniu z Obi-Wanem wypytuje go o Wojny Klonów? „Walczyłeś w Wojnach Klonów!” wyrzuca z siebie Skywalker z zachwytem, a Kenobi odpowiada cokolwiek niechętnie, prawda? Teraz już wiem, dlaczego właśnie z takim zakłopotaniem stary Jedi mówił o tej sprawie. Siwy szuja może i brał niejaki udział w wojnie, ale na pewno w niej nie walczył. Skąd wiem? Bo ja, cholera jasna, tam byłem i przelewałem krew, gdy ci wywyższający się Jedi dłubali sobie lighsaberami w nosach czekając aż piechota oczyści przedpole, żeby oni mogli stoczyć swoje pojedynki. Chłopaki ginęli tysiącami, a oni pili sobie herbatkę z mięty na wzdęcia i dyskutowali o jakichś minichlorianach, czy jak się tam to cholerstwo zwie...
Eh, takiego Star Wars jeszcze nie widzieliśmy. Żadnych rycerzy, żadnej Mocy, żadnych kosmicznych bitew i rozwalanych przez jednego szczawika Gwiazd Śmierci. Mroczny realizm brudnego i brutalnego pola walki, drużyna zwykłych żołnierzy, nic epickiego i wiekopomnego. Star Wars Noir.
Hmm, trochę przesadziłem z tymi „zwykłymi żołnierzami”. Raczej powinienem powiedzieć – elitarni komandosi. Jak już pewnie wiecie, wcielimy się tutaj w jeden z klonów Jango Fetta, ale jak na jedną z tysięcy kopii jesteśmy całkiem niezłymi indywidualistami. Zarówno nasza skromna osoba dowódcy, jak i trzej podwładni przeszli dodatkowe szkolenia specjalistyczne, bardziej czasochłonne i kosztowne niż te, którym poddani byli szeregowi piechociarze Armii Klonów. Są zabójczo zgranym zespołem do zadań specjalnych, niebezpiecznych, a czasem wręcz samobójczych. I to zespołem najlepszym spośród wszystkich tego rodzaju, który powrócił zwycięsko z każdej misji i który wykonał na medal każde zlecone mu zadanie.
Jest nas w sumie czterech. Delta 38 – to my. Pozostałe Delty, czyli 07, 40 i 62 to snajper, ekspert od materiałów wybuchowych i zwiadowca. Musimy na sobie polegać i wzajemnie się wspierać – krótko mówiąc, działać drużynowo. Jeżeli w tym momencie stanęły Wam przed oczami taktyczne shootery w stylu Rainbow Six albo Ghost Recon, to niech odsuną się na bok, Republic Commando bardziej bowiem przypomina tempem akcji, sposobem rozgrywki i ogólnym klimatem wojenne FPS w stylu Call of Duty, czy też Medal of Honor. Jedyna różnica to fakt, że jest nas czterech. Różnica jedyna, zasadnicza i bardzo znacząca. Szybko przyzwyczaicie się do obecności swoich braci, nauczycie się na nich polegać i gdy ich zabraknie, a są takie momenty w grze, czuć się będziecie zagubieni, bezbronni i bardzo, bardzo samotni.
Dowodzenie oddziałem to znakomicie pomyślany banał od strony wydawania rozkazów i skomplikowana sprawa przy ich wykonywaniu. W zasadzie każde polecenie wydajemy jednym klawiszem, gdy tylko w naszym wizjerze pojawi się odpowiedni cel. Jeżeli mamy przed oczami zwał skrzyń, ukaże się odpowiednia ikona i hologram informujący nas, że można tu zająć pozycję snajperską. Jeżeli wycelujemy w wieżyczkę strzelecką i wydamy rozkaz, jeden z naszych chłopaków podbiegnie do niej, wskoczy do środka i zacznie grzać do wrogów. Kolejne spojrzenie na komandosa na pozycji i kliknięcie to odwołanie rozkazu. Proste, łatwe i szalenie efektywne. Najlepsze jest jednak to, że nasi bracia nie są kukłami uzależnionymi od poleceń, wręcz przeciwnie nawet, świetnie radzą sobie bez nich. Przemieszczają się w ubezpieczanej formacji, na każdym postoju zajmują pozycje wzajemnie kryjąc się ogniem, korzystają bez przerwy z każdej dostępnej osłony, strzelają tam gdzie powinni i tak dalej. Wykonują także pewne akcje bez rozkazu – jeżeli mamy spokojniejszą chwilę i znajdujemy się w pobliżu zbiornika bacty, sami podejdą i podleczą się, jeżeli odnieśli jakieś rany. Tak samo z własnej inicjatywy potraktują elektrowstrząsem kolegę, który stracił przytomność w wyniku obrażeń, przywracając go na pole bitwy. Ba, robią to nawet z nami – jeżeli „zginiemy”, nie musimy wczytywać save’a, wystarczy poczekać, aż któryś chłopaków podbiegnie i zarzuci dopalacz, który podniesie nas na nogi. Oczywiście jeżeli wszyscy zginą, trzeba będzie jednak ten zapisany stan gry odczytać i zacząć jeszcze raz...
Na początku twórcy planowali, że gra będzie jednym dniem z życia żołnierza w czasie kampanii na Geonosis, która była przedstawiona w finałowej bitwie Ataku Klonów (oraz na jednej z map SW: Battlefront). Szybko jednak autorzy odeszli od tego pomysłu na rzecz większego zróżnicowania, dzięki czemu mamy tutaj trzy duże misje bojowe – na Geonosis właśnie, na dryfującym w przestrzeni opustoszałym krążowniku Republiki – Prosecutorze oraz na Kashyyyk, znanej nam skądinąd planecie włochatych wookie. Przez całą grę prowadzi nas wirtualny pomocnik, który wytycza marszrutę, wyznacza cele i podpowiada w kryzysowych sytuacjach. Po prostu za rączkę nas prowadzi. Republic Commando jest jak diabli liniowe i bardzo mocno upstrzone skryptowanymi, „ustawianymi” scenami, co też przywodzi na myśl Call of Duty jako żywo. Nie narzekam, nie zrozumcie mnie źle – wręcz przeciwnie, ja wolę taką liniowość. Twórcy zaplanowali wariacką jazdę bez trzymanki i grzechem by było przedsięwziąć coś na własną rękę, bo a nuż się wszystko spartoli? Wolności zresztą i tak mamy sporo w wyborze sposobów rozprawienia się z zagrożeniami, więc aż tak totalnie liniowo nie jest.
Taki rozwój akcji ma niewątpliwą zaletę – pozwala autorom budować klimat. A ten zwyczajnie powala na kolana, fanów Gwiezdnych Wojen dodatkowo miażdżąc i rozsmarowując po podłodze. Niesamowitą atmosferę tworzy kilka głównych elementów – przede wszystkim mocno podkręcone tempo i dynamika rozgrywki. Swoje też dokłada tutaj pewnego rodzaju klaustrofobiczna „kameralność”, nie uświadczymy wielkich bitew, nie będzie setek żołnierzy, dziesiątków pojazdów i całego tego rozmachu. Tylko my czterej, ciasne korytarze i niekończące się fale wrogów. Klimatu przybywa także dzięki naszym Deltom, którzy jak na klony są całkiem zróżnicowani. Bez przerwy towarzyszył nam będzie ich głos, czy to wołający o pomoc, czy informujący o przyjęciu rozkazu, czy też kpiące przytyki pod adresem któregoś z pozostałych komandosów, albo i nawet ironiczne komentarze względem niewesołej sytuacji. Nie są to anonimowe boty, tylko nasi towarzysze broni z krwi i kości – i szybko zaczniemy ich tak traktować.
Wielki wpływ na klimat ma też kapitalne, nawet jak na grę z LucasArts, udźwiękowienie. Wszystkie produkcje osadzone w świecie Star Wars posiadają bardzo porządne audio, ale są i takie, które mają genialne – i do nich zalicza się Republic Commando. Nie ma tu chwili ciszy, nie ma spokoju. Ogłuszające odgłosy strzałów i wybuchów, gwałtowne krzyki wrogów i naszych towarzyszy, spokojny głos doradcy informujący nas o sytuacji, soczyste odgłosy otoczenia i przebijająca się przez to wszystko energetyczna, chóralno-symfoniczna ścieżka muzyczna – nasze biedne uszy są zwyczajnie atakowane i zaszczute przez natłok wrażeń, w pozytywnym znaczeniu oczywiście.
Oprawa graficzna, o dziwo, jest bardzo, bardzo dobra. Od dawna nie mieliśmy takiej ładnej gry osadzonej w universum Star Wars. I nie chodzi już nawet o szczegółowość modeli, świetnie zaprojektowane znajome lub nie lokacje, oślepiające efekty specjalne i wprost genialną animację postaci, która po prostu zmusza do ekstatycznego szlochu. Najważniejsza jest stylizacja, bardziej mroczna, klimatyczna i taka, hmmm, antybohaterska i antyepicka, że prawie zupełnie niepasująca do wzniosłych Gwiezdnych Wojen, a jednocześnie znakomicie je dopełniająca. Duże brawa dla grafików, programistów, animatorów i całej tej bandy z artystycznymi inklinacjami, bo udało im się stworzyć coś, na czym można zawiesić oko na dłuższy czas.
No właśnie, dłuższy czas. Trzy epizody, walki z Geonosianami, droidami Separatystów i trandoshańskimi łowcami niewolników są intensywne, ostre i... krótkie. Każda z misji zajmuje mniej więcej trzy godziny gry bez manipulowania poziomami trudności – czyli w sumie mamy tutaj jakże szybko mijające dziewięć godzin zabawy. I tutaj kończą się pochwały pod adresem Republic Commando. Jest to gra wspaniała, która wypełni nam cały jeden dzień szaloną, militarystyczną przygodą w naszym ulubionym świecie stworzonym przez Lucasa i... niestety to wszystko. Mimo że gra się cudnie za pierwszym razem, owa liniowość z pewnością odstraszy osoby chcące zaliczyć całość po raz kolejny...
No tak, ale przecież jest multiplayer, prawda? No, niby jest, ale niewielka to pociecha. Tutaj LucasArts średnio zabłysło. Tryb wieloosobowy został potraktowany po macoszemu i nie ma w sobie w zasadzie nic, co mogłoby przyciągnąć graczy. Ani jakichś fajnych rodzajów rozgrywek poza DM, TeamDM i CTF w dwóch odmianach, ani dużej ilości postaci do wyboru poza klonami i Trandoshanami, ani ognia i iskry bożej. Mapy są dość typowe i każdy kto spędził trochę czasu z Quake albo z UT, nic nowego tu nie zobaczy. Ani pojazdów, ani drużynowych rozgrywek „objective-based”, ani naprawdę dużych bitew (max. 16 graczy) – kiepścizna. Do tego dochodzą jeszcze jakieś problemy z wbudowaną przeglądarką serwerów, która działa wtedy kiedy jej się chce, a jak już załapie, to znajduje zaledwie kilka adresów, gdzie bawi się w sumie może kilkanaście osób.
Multi zatem ogólnie nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej i wydaje mi się, że jeżeli ktoś spędzi przy nim kilka godzin, to wykaże się wielką siłą charakteru. Ci, którzy pragną sieciowej rzeźni w stylu Gwiezdnych Wojen, z pewnością woleć będą rozgrywki Jedi Knight III albo Battlefront...
Kiepski multi oraz krótka kampania dla samotnego gracza to w zasadzie tylko dwie wady, ale niestety mocno one ważą na ogólnym obrazie tej świetnej, dynamicznej, klimatycznej i dobrze pomyślanej gry. Dla fanów jest to oczywiście pozycja obowiązkowa, bo przyjemność choć nie trwa długo, to jednak jest diabelnie intensywna i pamięć o niej przetrwa. Ja zaś czekam teraz aż ktoś w LucasArts zda sobie sprawę, że następna gra tego typu powinna się nazywać Imperial Stormtrooper...
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin