forum o tematyce gier komputerowych
DARK LAND - forum wyznające gry komputerowe
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum forum o tematyce gier komputerowych Strona Główna
->
Ze świata gier
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Nowinki
----------------
Ze świata gier
Z życia
Na forum
Gry przestające pachnieć nowością (3 miesiące po premierze)
----------------
Strategie
Przygodówki
Sportowe
Zręcznościówki
Symulatory
Strzelanki
Internetowe
RPG
INNE
INNE
----------------
Różności
Forum Adminów i Moderatorów
Multimedia
----------------
Zdjęcia
Fotomontaże
Pulpitowe tapety
Poprawki
----------------
Odnośnie forum
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
everdark
Wysłany: Sob 11:43, 10 Gru 2005
Temat postu:
jak wspomniałeś gra zapowiada się zajefajnie, szkoda że na ps2
Gregoric
Wysłany: Sob 11:41, 10 Gru 2005
Temat postu:
Mmmm. Super, jak byłem mały to mój brat z kolegą grali w 3-kę.
Potem mi się sniły jakieś dziwne rzeczy i przerzucili się na Crasha.
everdark
Wysłany: Pią 18:14, 09 Gru 2005
Temat postu: Resident Evil 4 (PS2)
Zacznę z grubej rury. Nawet pierwszy Resident nie zasługiwał na tak wysoką ocenę, a tym bardziej żaden następny. Aż do teraz! Dzieło Capcomu jest po prostu genialne, cudowne, monumentalne, fenomenalne, niesamowite! Czemu genialne? Gruntowne przebudowanie całego systemu gry z zaczerpnięciem nowych, rewolucyjnych rozwiązań i zachowaniem kluczowych elementów serii wydawało się niemożliwe do osiągnięcia. A jednak udało się. Czemu cudowne? Bo tak naprawdę nikt do końca nie wierzył, że wysłużona PeeSdwójka - sporo przecież słabsza od GameCube\'a - da radę pociągnąć tak wypasioną grafikę. Capcom cudu dokonał. Monumentalne są lokacje, cały obłędny design tej gry - od najmniejszej chatki i rachitycznych drzewek po ogromne, wspaniałe zamczysko zaprojektowane z architektonicznym kunsztem. Fenomenalne ponieważ jest prawdziwym ewenementem - grą, z którą powinien zapoznać się każdy, kto chce nazywać się prawdziwym Graczem. Resident Evil 4 wnosi do świata gier tak potężną dawkę świeżości, że bez najmniejszych zahamowań mogę go nazwać kamieniem milowym wytyczającym nowe szlaki, którymi podążą gry w najbliższych latach. A niesamowite jest to, że gościa, który gra w gry wideo od dwunastu lat, jakikolwiek tytuł był w stanie całkowicie sparaliżować na kilka kolejnych nocy... Bo w Resident Evil trzeba grać w nocy, nie wiedzieliście?
Pierwszy seans zaczął się około 22:00. Odpaliłem zabawkę w celu sprawdzenia, jak to się w ogóle prezentuje. Proste menu, uruchamiający się po chwili filmik przeplatany fragmentami gry, na których nie widać nic szczególnego. A raczej niczego, czego nie widziałbym wcześniej na trailerach czy screenach, gdyż od chwili ukazania się wersji na Cube\'a śledziłem na bieżąco co ciekawsze informacje odnośnie tego tytułu. Postanowiłem zagrać. Krótkie intro, w którym usłyszałem jeszcze raz, że Leon Kennedy (znany z RE2) jest rządowym agentem wysłanym do El Pueblo, niewielkiej, hiszpańskiej wioski, aby odszukać Ashley – porwaną córkę prezydenta USA. Naciągana i grubymi nićmi szyta, ale ukazana z hollywoodzkim rozmachem historyjka, która doskonale sprawdza się jako siła napędowa dalszych wydarzeń. Ujrzałem Leona zza pleców. To już jest gra! Nieźle - pomyślałem. Wygląda naprawdę ładnie, choć wokoło widać było jedynie las i chatę w tle. Minął moment, zanim się przyzwyczaiłem do sterowania i wędrującej za postacią kamery. To całkowita nowość w serii. Celowanie pod R1 pozostało na swoim miejscu, co ucieszyło mnie niezmiernie. Zajrzałem do chaty, gdzie już po chwili brodaty wieśniak zgotował mi gorące powitanie. Padło kilka strzałów, po czym wybiegłem na dwór dokończyć dzieła. \"Bez rewelacji\" - pomyślałem ze smutkiem, po czym postanowiłem jeszcze trochę pozwiedzać i wybić paru oszołomów z widłami i innym rolniczym ekwipunkiem.
Minęło 6 godzin…
Około 4 nad ranem, wyrwany na chwilę jak z narkotycznego transu, napisałem do kumpla na GG kilka zdań. Jeśli pominę wszystkie ochy i achy wyrażone na temat gry w dość niecenzuralny sposób, pozostaje niewiele - stwierdzenie faktu, że grałem od sześciu godzin i idę już spać. Po 45 minutach dodałem jeszcze, że właśnie pokonałem bossa i teraz to już naprawdę idę spać. Jednakże nie było mi to dane - odpauzowałem Residenta jeszcze na momencik i... zasnąłem na kanapie przed 7 rano! Szczerze mówiąc nie pamiętam, czy od czasu Final Fantasy VII jakaś gra była mnie w stanie powstrzymać od takich czynności jak sen, jedzenie czy inne fizjologiczne potrzeby. Nie mówiąc już o jakichś tam \"bzdurach\", jak praca, szkoła czy życie towarzyskie. Pod tym względem nowy Resident jest potworny i prawdopodobnie pożre Was w całości na wiele dni. Strzeżcie się i zróbcie wszystko, co jest do zrobienia, zanim go w ogóle odpalicie!
Gra ma bowiem wszystko, czego potrzeba do uzyskania statusu megahitu. Niewiele osób spodziewało się tak perfekcyjnej konwersji, a tu dodatkowo twórcy uraczyli graczy nie tylko zestawem bonusowych broni czy strojów dla postaci (garniak dla Leona i rycerska zbroja dla Ashley, w której niestraszne jej uprowadzenia i pociski), ale także zestawu całkowicie nowych misji dla Ady Wong (pamiętacie ją z RE2?), która jest cichym aniołem stróżem Leona. Po ukończeniu jej scenariusza przekonacie się, że Mr Kennedy bez niej by daleko nie zaszedł… Wróćmy jednak do mięska, a tego jest pod dostatkiem. Szczególnie armatniego. Widok TPP mógłby sugerować, że gra przeistoczyła się w strzelaninę, jednak tak się na szczęście nie stało, choć czwarty Resident ma ku temu jak najlepsze warunki. Zacznijmy od naprawdę wielkich i szczegółowych modeli przeciwników, których ciała bardzo efektownie reagują na użycie przeciw nim każdego rodzaju broni, których do wyboru jest mnóstwo. Są headshoty, trafienia w kolana, w korpus, nawet w ciskany w kierunku Leona oręż! Do tego należy dorzucić naprawdę wysoką sztuczną inteligencję atakujących, którzy zasłaniają się rękami by nie dostać kulki w głowę, uchylają się przed strzałami, zwalniają i przyspieszają kroku przechodząc do szalonego biegu, aby w razie potrzeby ścigać bohaterów we wszelkich możliwych miejscach – wspinać się na drabiny, wyważać drzwi, gramolić się przez okna. Na koniec ich różnorodność, uzbrojenie i przerażająca prezencja wynikająca bezpośrednio z tego, że rozwścieczony wieśniak z piłą czy opętany mnich z kosą to już nie powolne zombiaki, z których można sobie kpić w żywe (martwe?) oczy (oczodoły?). Maszkary w Resident Evil 4 potrafią być prawdziwym utrapieniem, a bossowie to już prawdziwe mistrzostwo. Jest tu parę lokalnych „żyjątek” miażdżących swoimi rozmiarami dosłownie i w przenośni, jest kilku zmutowanych gagatków wyposażonych w macki, szpony, kolce i oślizgłe kończyny. I choć nasz arsenał broni jest niewątpliwie bogaty, tym co powstrzymuje od ciągłego prucia z najlepszych giwer jest, tradycyjnie dla serii, konieczność oszczędzania amunicji.
Jeśli ktoś się z niej „wypstryka”, może się okazać, że na potężnego bossa przyjdzie mu iść z nożem. Jest on dostępny w każdej chwili pod przyciskiem L1, a używanie tego narzędzia polecam nie tylko wielbicielom walki w zwarciu – nóż jest skuteczny i pozwala oszczędzać cenną amunicję. Nowe rodzaje broni można nabyć u Kupca (kolejna nowość w serii), który pałęta się tu i tam taszcząc ze sobą prawdziwy arsenał. Niestety ów przemiły jegomość może i ma za pazuchą wyrzutnię rakiet do spylenia za jedyne 30 000 peset, ale nie znajdziecie u niego ani grama amunicji do standardowych giwer. Tak więc wyobraźcie sobie sytuację, w której dziesięciu oszołomów żądnych krwi Leona atakuje go z różnych stron, a nasz bohater ma tylko 5 nabojów w shotgunie oraz pustawą już nieco berettę… Horror? Ba! Na szczęście dobry gracz nie będzie miał problemów z odszukaniem kolorowych pudełek z pociskami, a możliwość płatnego ulepszania siły rażenia broni (oraz jej szybkostrzelności, pojemności magazynka i prędkości przeładowywania) sprawi, że będą siać one większe spustoszenie.
Amunicja nie jest jedyną rzeczą, jakiej będziecie poszukiwać podczas zwiedzania ponurych lokacji. Resident nie zatracił swego klasycznego składnika, czyli elementów zbieractwa, które objawia się tym, że co jakiś czas trzeba będzie odszukać kawałki medalionu czy elementy płaskorzeźby potrzebne do otwarcia dalszej drogi. Czysto przygodowych elementów jest tu więcej – w miarę proste łamigłówki, przełączanie dźwigni, wybór właściwych drzwi, uważne szukanie poukrywanych miejsc i dóbr. Prócz kluczowych przedmiotów można odnaleźć także całą masę skarbów, które naiwny Kupiec, amator świecidełek, odkupi za niemałe pieniądze. Mało tego – wcześniej da się u niego nabyć mapkę, która ułatwi ich poszukiwania. Znalezione klejnoty i precjoza wypada także odpowiednio łączyć, w celu podniesienia ich wartości, a każde 100 peset w tej grze jest „na wagę złota”. Tradycyjnie można znaleźć też roślinki występujące w trzech kolorach, które zmiksowane zwiększają swe właściwości lecznicze. Skrzyń do składowania przedmiotów w tej części nie uświadczycie (choć maszyny do pisania, służące do zapisu stanu gry, pozostały). Zamiast tego dobrze będzie co jakiś czas kupić większą teczkę do noszenia całego ekwipunku, którego z czasem będziecie mieć naprawdę mnóstwo. Gra oferuje kilka rodzajów każdego typu broni: niewielkie zabawki w stylu beretty, bardziej konkretne shotguny, półautomatyczne, szybkostrzelne cacka, czy wreszcie gnaty pokroju magnum o kalibrze małej armaty i sile rażenia trzykrotnie większej niż maksymalnie dopakowana strzelba. Do tego karabinki snajperskie, wyrzutnia min oraz oczywiście rakiet, a na deser granaty zwykłe, zapalające, oślepiające i cały osprzęt podnoszący skuteczność broni – lunety, wsporniki, i tym podobne. Po ukończeniu zaś gry z odpowiednimi wynikami, czekają na Was egzemplarze specjalne, które wszędobylskich wieśniaków i kultystów przerobią na mielonkę. W wersji PS2 znalazły się dodatkowo dwa rodzaje takiej broni, w tym jeden trochę „kosmiczny”. Miodzio!
Wygląd gry praktycznie nie zmienił się w stosunku do wersji na GameCube’a. Owszem, tu i ówdzie można dostrzec drobne uproszczenia, jednak ogólne wrażenie jest nadal porażające, a wszelkie plotki o kiepskiej jakości tekstur, utracie płynności i tym podobne banialuki możecie włożyć między bajki! Całość wygląda naprawdę pięknie, animacja nie zwalnia, zaś przedstawione w grze miejscówki po prostu powalają klimatem – od maleńkiej chatki po mroczne kanały i zamkowe komnaty. Piękna jest gra świateł i cieni, pięknie dobrane są kolory, pięknie prezentują się nawet projekty elementów stroju wrogów. To jest prawdziwe mistrzostwo! Świetnie wyreżyserowane scenki przerywnikowe są w tej części interaktywne – przez cały czas trzeba mieć się na baczności, gdyż tak samo jak podczas gry (o czym zapomniałem chyba wspomnieć), mogą pojawić się niespodziewanie QTE, czyli Quick Time Events. Przebrnięcie przez nie wymaga błyskawicznego naciśnięcia podanej na ekranie kombinacji przycisków, co uchroni Leona przed śmiercią bądź znaczną utratą energii. Podczas właściwej gry coś takiego zdarzy się wielokrotnie, a multum możliwości jakie daje interakcja z otoczeniem (kopanie wrogów, przewracanie drabin, otwieranie drzwi „z buta”, niszczenie niektórych obiektów, wyskakiwanie przez okna – nawet na piętrze), dodają grze tyle smaku i dynamiki, że próżno jej szukać w większości filmów akcji. Do tego opieka nad Ashley, która bardzo łatwo daje się „porwać do tańca” przez bezlitosnych oponentów (a czasami pomóc jej naprawdę ciężko pod presją nacierających bydlaków) i adrenalina skacze na kolejny poziom. Czy wspomniałem o możliwości gry na panoramicznym TV w prawdziwym trybie 16:9? Super. Dla posiadaczy zwykłych TV pozostaje 4:3 oraz przełącznik 50/60 Hz.
Po podłączeniu konsoli nakarmionej nowym Residentem do porządnego zestawu kina domowego, możecie od razu postawić sobie na stoliku koło fotela kropelki na serce, gdyż dźwięki płynące z głośników mogą zabrać Was z tego świata szybciej niż sądzicie. Wiele osób skakało pod sufit, gdy w RE1 w korytarzu niespodziewanie wpadały przez okna parszywe dobermany przy akompaniamencie porażającej muzyki. Tym razem to uczucie nie będzie opuszczać graczy niemal przez cały czas. Wycie wiatru, jakieś piekielne zawodzenia, chore wrzaski, płacz w oddali, dzwoneczki, chóry, dziwne odgłosy otoczenia i nawiedzone szepty czy pomruki przerażających wrogów jeżą włosy na głowie i są po prostu trudne do wyobrażenia. Niech za przestrogę posłuży Wam fakt, iż po masakrycznym ataku rozszalałych Bella Sisters (zabandażowane, trochę chyba nadgniłe siostrzyczki z piłami łańcuchowymi) z szoku ocknąłem się dopiero, gdy odcięta od korpusu głowa Leona upadła na piach, a następnie oblany zimnym potem poszedłem otworzyć okno, żeby ochłonąć. Ta gra po prostu NISZCZY! Coś niesamowitego!!
Resident powrócił do macierzystej firmy Sony z wielką klasą i moim zdaniem to posiadacze GameCube’a powinni w tym momencie zainteresować się tą właśnie wersją ze względu na dodatki (choćby misje Ady), zamiast liczyć polygony i na siłę porównywać jakość tekstur. Resident Evil 4 jest po prostu boski – niesamowity, monumentalny, przerażający, dynamiczny, chwytający za gardło i zaciskający palec na spuście. Aż strach się bać tego, co pokaże Capcom w RE5, o którym wiadomo na razie mniej więcej tyle, że będzie. Na konsolach następnej generacji rzecz jasna. To najwcześniej za rok – przy pomyślnym wietrze. Teraz jednak nie znajdziecie lepszego survival-horroru niż czwarty Resident, który posiadaczom PlayStation2 powinien jawić się jako najlepsza z możliwych gier na wcześniejszy prezent (pięcio)gwiazdkowy.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin